pingwinn pingwinn
671
BLOG

Energia atomowa w Polsce - dyskusja, której nigdy nie było

pingwinn pingwinn Gospodarka Obserwuj notkę 14

Polski rząd planuje budowę elektrowni atomowej. Jak podaje portal Wirtualny Nowy Przemysł, jej koszt szacowany jest na 20 mld euro, z czego ok. 16 mld ma pochłonąć pozyskana z Francji technologia jądrowa. Ktoś powie: będziemy samowystarczalni. W końcu paliwo w postaci uranu to koszt „jedynie” 56 mln euro rocznie, twierdzi portal Elektrownia-jadrowa.pl, prowadzony pod patronatem Ministerstwa Gospodarki. Energia atomowa jest pod wieloma względami rozwiązaniem dobrym, należy jednak się zastanowić, czy nie ma dla niej lepszej alternatywy? W czyim właściwie interesie działają kolejne rządy? Czy Polska może być samowystarczalna energetycznie i jak to osiągnąć?


Symbol nowoczesności?


W naszym kraju elektrownia atomowa uważana jest za rozwiązanie nowoczesne. Tymczasem pierwszy reaktor uruchomiony został w 1954 roku w ZSRR, w Obnińsku. Od tamtego wydarzenia minęło zatem aż pięćdziesiąt sześć lat. Trudno uwierzyć, że od tego czasu nie wymyślono nic lepszego. Złotym wiekiem dla „atomówek” były lata 70. XX wieku. W Wielkiej Brytanii strajkował wtedy związek górniczy, a arabskie państwa zrzeszone w OPEC odcięły kraje Europy Zachodniej oraz Stany Zjednoczone od dostaw ropy i gazu ziemnego. Margaret Thatcher, nieufna wobec związkowców i krajów znad Oceanu Indyjskiego, postanowiła zainwestować w energię atomową. Dziś 18 proc. energii w Wielkiej Brytanii pochodzi z uranu, ale do 2023 Brytyjczycy planują zamknąć wszystkie elektrownie atomowe.   – Ostatnio brytyjski Inspektorat Instalacji Atomowych napisał do EDF i AREVA – francuskich firm, które chcą budować cztery reaktory w Wielkiej Brytanii – iż wstrzymuje ich inwestycje, wskazując na brak systemów pokazywania informacji czy sterowania ręcznego, które pozwoliłoby zatrzymać reaktor zarówno z miejsca w elektrowni, jak i z dystansu – mówi prof. Mielczarski, elektroenergetyk wykładający na Politechnice Łódzkiej.


Wśród krajów rozpoczynających budowę elektrowni jądrowych znajdują się Polska, Czechy, Kazachstan, Węgry oraz Gruzja. Światowymi liderami nowych technologii raczej byśmy ich nie nazwali. Co więcej, żaden z powyższych krajów nie dysponuje odpowiednią technologią, więc będzie musiał ją od kogoś kupić. A jakie plany mają obecni „atomowi potentaci”? Niemcy chcą wygasić wszystkie elektrownie atomowe do roku 2021. Kanclerz Merkel ogłosiła niedawno, że termin ten został przesunięty do roku 2050. Przyczyn nie podała. Reprezentująca w Reichstagu opozycję Claude Roth stwierdziła: „w Niemczech nie rządzi kanclerz, lecz jej doradczyni do spraw energii atomowej”, po czym zapowiedziała ostrą walkę w Bundesracie. Chodzi o dalszą rozbudowę sieci biogazowni. Nasi zachodni sąsiedzi wybudowali ich już przeszło cztery tysiące i ciągle stawiają nowe. Paliwem jest metan uzyskany z fermentacji roślin, zwierzęcych odchodów bądź odpadów z oczyszczalni ścieków. Dzięki tej technologii Niemcy za dwadzieścia lat powinny osiągnąć energetyczną samowystarczalność. Bardzo trudna sytuacja jest w Stanach Zjednoczonych, gdzie nie ma pomysłu, co robić z odpadami atomowymi. Planowano wprawdzie wybudowanie dużego i bezpiecznego magazynu pod górą Yucca, ale gdy w lutym 2009 Barack Obama cofnął finansowanie, projekt upadł. Obecnie ponad 70 tys. ton wysoko radioaktywnych odpadów jest przechowywanych w składowiskach tymczasowych. Stany Zjednoczone zamiast budować nowe reaktory, ulepszają stare, a przyszłości energetyki upatrują w biogazie. W listopadzie 2010 departament energii Stanów Zjednoczonych ogłosił program zakładający roczną produkcję 125 mln m3 biopaliwa do 2022 roku. Czego symbolem ma być zatem elektrownia w okolicy Żarnowca? Nowoczesnej technologii i siły oraz determinacji państwa? Czy raczej smutku peryferii, które muszą importować przestarzałą francuską technologię?


Zyski i straty

  

Energia atomowa jest stosunkowo tania. Dzięki niej rachunki za prąd statystycznego Polaka spadną o około 30 proc. To dużo, jednak ta sama moc otrzymana ze spalania biogazu zmniejszy je nawet o połowę. Koszt uzyskania 1 MW mocy elektrowni atomowej to ok. 5 mln euro, tymczasem tę samą moc z biogazowni można uzyskać za 1 mln. Co więcej, rząd zakłada, że na zakup uranu potrzebne będzie ok. 40 – 50 mln euro rocznie, tymczasem koszt biomasy to wydatek rzędu 15 milionów. Zakupu paliwa dokonamy na u nas, a zamiast odpadów radioaktywnych, których utylizacja pochłonie kolejne miliony, pozostanie nam naturalny nawóz, który można odsprzedać polskim rolnikom. A to nie wszystko. Odwołajmy się ponownie do przykładu Niemiec. Prof. Jan Popczyk z Politechniki Śląskiej pisze, że 3500 niemieckich bioelektrowni zaopatruje w energię około 1,2 mln czteroosobowych gospodarstw domowych, a przy tym daje zatrudnienie 10 tys. osób. Potencjał polskiej bioenergetyki jest równie wysoki. Zagospodarowując ¼ terenów rolnych pod uprawę roślin szybko rosnących, możemy uzyskać do 30 mld m3 biometanu, czyli gazu ziemnego (roczne zapotrzebowanie naszego kraju to ok. 14 mld tego surowca – z czego ok. 8,5 mld importujemy z Rosji). Jeśli ograniczymy się do obsadzenia ugorów i odłogów, ilość ta wyniesie ok. 11 mld m3. Jeśli dodamy do tego biomasę z oczyszczalni i nawozu zwierzęcego, to bez straty powierzchni terenów rolnych uzyskamy ok. 12 mld m3 biometanu rocznie. Rozwijając zatem tę tanią i ekologiczną technologię, możemy w ciągu kilku lat zaspokoić ok. 30 procent zapotrzebowania na energię pierwotną w Polsce. Jak to możliwe, że te dane (dostępne przecież na stronach internetowych Ministerstwa Rozwoju Regionalnego, a także Ministerstwa Gospodarki) nie są w ogóle brane pod uwagę?


Społeczeństwo, naukowcy i lobbing

  

Polska, godząc się na „Program 3 x 20”, zobowiązała się zapewnić wzrost o 20 proc. wykorzystania odnawialnych źródeł energii oraz zmniejszenie o taką samą ilość emisji gazów cieplarnianych i ograniczenie energochłonności do 2020 roku. Przyjęty na lata 2007 – 2013 budżet Unii Europejskiej zakłada zwrot od 40 proc. (dla inwestorów prywatnych) aż do 70 proc. (dla samorządów) poniesionych kosztów inwestycyjnych w energię odnawialną. Tymczasem na elektrownię atomową nie dostaniemy nic. Nawet jeśli zdecydujemy się na równoległy rozwój technologii atomowej i biogazowej, wybierzemy wariant „2 x drożej i 2 x gorzej”. I nikt nawet nie wysili się, by zaproponować rolnikom zagospodarowanie ugorów – teraz dostają po 50 euro od hektara, a za uprawę roślin energetycznych dopłata wynosi aż 450 euro – czyli prawie dziesięć razy więcej. Tymczasem dzisiaj w naszym kraju jest około 150 elektrowni biogazowych. Z początkiem kadencji premier Waldemar Pawlak informował o programie „Biogazownia w każdej gminie”. Tymczasem w kwietniu 2010 r. na jego zaproszenie z wizytą do Polski przybyli przedstawiciele francuskich koncernów atomowych. Dyrektor generalny Agencji Energii Jądrowej (NEA) Luis Echavarri stwierdził nawet, że optymalnym rozwiązaniem dla Polski byłoby uruchomienie od czterech do sześciu elektrowni atomowych, do czego potrzebne byłyby minimum dwa bloki jądrowe. Można łatwo obliczyć, jakie koszty wiązałyby się z tym dla Polski, a jakie zyski odnieśliby zagraniczni, a szczególnie francuscy inwestorzy. 


 Epilog

  

W tej chwili inwestujemy w przestarzałą, trzydziestoletnią atomową technologię. Wydamy ok. 20 mld euro na budowę elektrowni, a następnie wypchamy portfele zagranicznych eksporterów uranu. Polskie firmy będą zapewne zaangażowane w około 15 – 20 proc. inwestycji. Tymczasem dostępna jest alternatywa, która sprawi, że zwiększymy poziom bezpieczeństwa energetycznego. Możemy pójść drogą nowoczesną, tanią i wykorzystać szansę, jaka przed nami stoi.

pingwinn
O mnie pingwinn

dokladnie i w 100% taki jak WSZYSCY-raz lepszy a raz gorszy!

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Gospodarka